niedziela, 23 października 2016

Be creative - wear Kenzo for H&M

Wiele osób ma dobry gust, ale nie są dość odważni, by zdobyć się na kreatywność”. Te słowa Billego Cunighama nie tracą na aktualności. Jako fotograf uliczny widział on wiele  stylizacji i wyciągnął z nich słuszne wnioski.

 Kolekcja Kenzo dla sieciówki H&M wywołała w Polsce negatywne opinie. Większość twierdzi, że to moda prosto z bazaru. Rzeczywiście wielość  wzorów w tej kolekcji może oszałamiać. Jest to jedna z bardziej kolorowych współprac H&M-u. Nie każdy to założy i trzeba się tu wykazać wielką odwagą i kreatywnością o których wspomniał Bill. Czy polskie ulice są gotowe na total looki z tej kolekcji? Niestety myślę, że nie. No chyba, że w większych miastach. Ale mimo to pojedyncze rzeczy z tej kolekcji także mogą wspaniale wzbogacić stylizację.

 Czasami wystarczy wzbogacić stylizacje o jeden odważny element i zrobić coś innego. Nietypowe dodatki czy zestawienie kolorów to jest coś czego zwłaszcza jesienią i zimą brakuje na polskich ulicach. Trzymamy się prostych stylizacji, nie wysilamy się by bawić się modą. Czasem po prostu nie możemy niestety tego robić, bo dress code w firmie nam nie pozwala. Ale czasem wystarczy mały element i już wyglądamy inaczej. Nie każda dziewczyna w szarym t-shirt’cie i  jeansach wygląda świetnie no chyba że jest Kate Moss.


Czy jesteśmy gotowi  na zmiany? Niestety boimy się narazić na ostracyzm otoczenia, na wyśmianie. Powoli się to zmienia, ale głównie w dużych miastach. 

It's hard to be a mother in Upper East Side,Primates of Park Avenue...




Myślicie, że bycie matką to prosta sprawa?  Tak naturalna, że nie trzeba o niej pisać książek. Mylicie się. Wychowanie dziecka na Upper East Side w Nowym Yorku to nie taka prosta sprawa. Zwłaszcza jeśli jest się przybyszem z Upper West Side. Różnica między tymi dwiema dzielnicami jest przeogromna. 

Wschód jest bardziej tradycyjny, bogatszy, mniej wyluzowany, gdy zachód jest hipsterski, demokratyczny i nowoczesny. Autorka "Naczelnych z Park Avenue" jako przybysz z tej innej połowy Nowego Jorku mogła się zdystansować i pokazać nam jaka naprawdę jest jej bogata część. 

Znalezienie dobrego żłobka graniczyło z cudem. Tak naprawdę dla matek ze wschodu sam żłobek był już trampoliną do późniejszego sukcesu dziecka. Im bardziej prestiżowy tym lepiej. Najlepiej było mieć pośrednika między nami, a żłobkiem. Kogoś kto ma duże wpływy i zna odpowiednie osoby na odpowiednim miejscu. 

Matki ze wschodniej części NY są pod ciągłą presją. Muszą być idealnymi matkami i żonami. Często nie pracują, co na zachodzie jest rzadkie. Mają idealne ubrania od takich projektantów jak Burberry czy Dior. Idealne buty,torebki - tu króluje Birkin. Zdobycie birkinki graniczy z cudem. Żeby ją dostać często trzeba się zapisać na listę oczekujących. I to niestety nie gwarantuje sukcesu. Autorka uległa czarowi torebek postanowiła sprawić sobie birkinkę. A wszystko wzięło się od tego,że mijając ileś kobiet, które dosłownie spychały ją z chodnika dzierżąc drogi przedmiot pożądania, luksusową torebkę. Wtedy Wednesday pomyślała,że jeśli kupi taką torebkę to te incydenty się nie powtórzą. 

Matki w żłobku jej synka nie odzywały się do niej i traktowały ją z wyższością. Uznawały ją za obcą. Dopiero kiedy miło gawędziła z ojcem któregoś z dzieci ze żłobka to te kobiety ją zauważyły. 

Martin jako miłośniczka antropologii ukazuje nam jak przykłady ze świata zwierząt czy plemion mają się do naszej rzeczywistości. Mnie najbardziej zaskoczył przypadek ptaka samca, który by przypodobać się samicą,  wydawał specyficzny dźwięk skrzydłami. Tym samym narażał się na drapieżników, bo w czasie wykonywania tego swoistego tańca godowego nie mógł  szybko uciec od potencjalnego zagrożenia, był bezbronny.

Z czasem autorka za fasadą kobiet zimnych , niedostępnych, w najlepszych ubraniach zauważa lęk. Lęk o swój los.Zależne od męża nie mają pracy. Chodzą często do stylistów fryzur, na manicure itp. Muszą być nieskazitelne,ale tylko one wiedzą co kryje się za tą powłoką.

Jeśli chodzi o modę to dowiedziałam się z tej książki ciekawej rzeczy. Otóż bogaczki z Park Avenue albo mają swoich stylistów, albo są dla nich urządzane specjalne spotkania na których mogą kupić designerskie ubrania jeszcze zanim pojawią się w sprzedaży. Poza tym chodzą one na różne imprezy charytatywne np. w sklepie Dolce & Gabbana i kupują tam świetne rzeczy. Chodzi o  to by być przed wszystkimi. To ja pierwsza założyłam tę sukienkę czy takie buty. Trochę to sprawia wrażenie pędu z którego nie ma końca.

Ogólnie rzecz biorąc za swą zbroją są to kobiety nieszczęśliwe, ale może niektóre mają taki styl ?

niedziela, 16 października 2016

Korean's beauty secret?


Twarz mamy jedną aż do śmierci. O urodę trzeba dbać. Pozornie tak oczywista czynność wcale nie wydaje się być tak oczywista. Autorka książki „Sekrety urody Koreanek” stawia na naszej drodze drogowskazy, które mają nam pomóc w uzyskaniu pięknej twarzy. 

Jak sama przyznaje w młodości nie dbała zbytnio o urodę mimo licznych próśb matki. Poza tym korzystała skrzętnie ze słońca. Przecież opalenizna wygląda zdrowo? Wyjazd do Korei odmienił jej myślenie o urodzie o 180 stopni. Zmieniły się jej nawyki myślowe i zwyczaje urodowe. 

Koreanki unikają słońca jak mogą, nie opalają się, a gdy gdzieś wychodzą to chowają się pod parasolem. Kremy bogate w filtry przeciwsłoneczne to dla Koreanek podstawa. Nie wyjdą z domu bez nałożenia warstwy kremu i autorka sama zaczęła to wcielać w życie i szybko przekonała się, jak dobroczynne są skutki naszego działania. 

Nawilżanie skóry sprawia, że Koreanki wyglądają tak promiennie mimo upływu lat. Koreanki mają przeznaczony czas na zabiegi i trzymają się tego i nigdy nie odpuszczają sobie. Olejki do twarzy czy maseczki w płachcie to ich element pielęgnacji. Zwłaszcza te drugie są szalenie popularne i stosują je Koreanki o różnych typach skóry. 

Charlotte pokazuje nam jakich środków powinnyśmy stosować do różnych typów cery. To zestawienie jest naprawdę pomocne. 

Niestety Koreanki nie unikają operacji plastycznych. Mimo stosowania zabiegów pomagają też sobie sztucznie. Ale czy nie robią tego przesadnie inwazyjnie, a ich twarze nie przypominają maski? Autorka nie wspomina by te zabiegi były stosowane w ten sposób i na wielką skalę. 

Mimo to ten poradnik jest świetnie napisany i na szczęście cześć koreańskich produktów możemy kupić w polskich drogeriach. W pięknych nietypowych opakowaniach nie tylko dobrze wyglądają, ale i są skuteczne dla naszej skóry.

niedziela, 9 października 2016

Make up detective rules




Początek niekoniecznie świadczy o wartości lektury. Są książki, które wciągają nas od początku. I są takie, które mają dobry początek, a dalej niekoniecznie da się je czytać. Napisano też takie, którym trzeba dać szansę, bo początek maja niezbyt dobry, ale później się rozkręcają. Ostatnio przeczytałam dwa modowe poradniki.

„Jak wyglądać olśniewająco” to poradnik dzięki któremu dostajemy przydatne rady udzielone nam przez specjalistów z danych dziedzin urody, makijażu czy fryzur. Przybliżają nam swoje sekretne triki, które możemy wykorzystać. Poznajemy tajniki fryzur odpowiednich dla danej twarzy. Autorka ukazuje nam  nie tylko drogie produkty z wyższej półki, ale i tańsze, które również są dobre. Ogólnie poradnik jest dobrze napisany, można poznać trochę kulis np. warsztatu makijażystów.

Drugi poradnik mnie zawiódł. „Magia mody”, bo tak się nazywa, początek miała świetny. Autorka pisze w nim o tym, że ubrania to nie same ciuchy jak kiedyś uważała. Myślała, że to sprawa banalna. A później przekonała się dzięki bliskiej osobie, że ubrania to komunikat, który jako pierwszy przekazujemy osobie i tak nas widzą. Później niestety było gorzej. Autorka magię mody sprowadziła do astrologii. Mamy tu, więc porady, jak dobrać ubrania i kolory do odpowiedniego znaku zodiaku. Jak dokonywać czarów z ubraniem. Liczyłam po świetnym początku na coś innego i się zawiodłam. Mnie te bujdy magiczne nie przekonują.


Podsumowując, "Magia mody" to strata czasu, natomiast "Jak wyglądać olśniewająco"- pisana przez panią detektyw od urody - rządzi.

Dreams have no limits




Dostałam porządnego kopa motywacyjnego. Ale najpierw chciałabym was przeprosić, że tak długo nic nie działo się na blogu. A wracając do motywacji doznałam pozytywnego zaskoczenia nazwę go kopem nr 1. Katarzyna Kędzierska prowadząca świetnego bloga Simplicite.pl(nie jest to bynajmniej reklama, ale szczera opinia) umieściła w swoim ostatnim poście linki do recenzji jej pierwszej książki „ Chcieć mniej”. Dopiero przed chwilą to zobaczyłam. Jestem mile zaskoczona, że w gąszczu Internetu odnalazła moja recenzję, a oto link do jej posta: http://simplicite.pl/chciec-mniej-minimalizm-w-praktyce-wasze-recenzje-i-kilka-slow-ode-mnie/#more-17149

Dziękuję też czytelnikom, że dzięki simplicite weszli na mojego bloga i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej. 


Drugiego kopa dostałam ciut wcześniej. W zeszły piątek byłam na Europejskiej Nocy Naukowców w Olsztynie. Wygrałam zaproszenie na spotkanie z Łukaszem Jakóbiakiem, który założył swój własny program 20m2 dostępny na youtubie. Rozmawia w nim z wieloma osobistościami nie tylko showbiznesu. Od jakiegoś czasu prowadzi też z bardzo dobrym skutkiem wykłady motywacyjne.

 Na zaproszeniu napisano że będzie to spotkanie, więc nie wiedziałam czego się spodziewać, w duchu liczyłam jednak na wykład motywacyjny i się nie pomyliłam. Łukasz mimo wielu porażek nie poddał się, ale  idzie dalej nie oglądając się za siebie. Swój program najpierw nagrywał telefonem i małym kosztem. Bez koneksji i bez znajomości. Okazuje się, że można i Łukasz jest na to doskonałym przykładem . Jak sam mówi doznał w życiu wielu porażek i jego życie nie jest tylko samym pasmem sukcesów jak wielu się wydaje. W jego życiu są góry i dołki jak u każdego z nas. Porażki jego zdaniem  powinno się określać słowem sexy. A dlaczego bo powodują w nas zmiany i uczą. Łukasz musiał się podnosić wiele razy, ale tego nie żałuje. Bo żeby osiągnąć sukces trzeba przebyć długą drogę nie usłaną różami, lecz przeciwnościami. Mówił o projekcie, który wiele go kosztował, ale nie wypalił. Niestety trzeba się  z tym liczyć.

 Zmiany w życiu powinniśmy zacząć od wstawania pół godziny wcześniej codziennie. Łukasz sam przyznaje, że dla niego to też nie było łatwe. Poza tym ,aby marzenia się spełniły należy je zapisywać w tzw. pamiętniku marzeń. Ważna jest też wizualizacja. Ale nie chodzi o to by wyobrażać sobie ciągle to samo. Zresztą każdy by się tym szybko znudził, chodzi o dodawanie co jakiś czas nowych elementów do naszej wizualizacji. 

Jakóbiak powiedział świetną rzecz, że marzenia nie są ograniczone w czasie, ale niestety powinniśmy mieć na uwadze to że nasze życie jest ograniczone w czasie niestety. Łukasz w paru sprawach zmienił perspektywę, zaczął myśleć że kiedyś umrze. Ta myśl go nie przeraża tylko daje mu impuls do działania, by zrobić to co się chce. 

Pieniądze, rzeczy materialne dają nam złudne poczucie szczęścia. Tak naprawdę będziemy szczęśliwi, jeśli nasze nastawienie będzie odpowiednie. Bo nasze poczucie szczęścia zależy tylko od nas.

Ten wykład miał trwać godzinę, ale był prawie o godzinę dłuższy. Łukasz nie tylko mówił bardzo ciekawie, ale też odpowiadał na pytania uczestników. Jakóbiak jest doskonałym przykładem na to, że chcieć to móc.

New beginning?

  Jak to się stało? Czas biegnie nieubłaganie. Pomyśleć, że tyle mnie tu nie było. Ostatni wpis jest z października 2022 roku. Próbowałam, c...