I już minął. Nie wiem jak wam, ale mi ten rok skończył się jeszcze szybciej niż poprzedni. Czy działo się dużo? Ogólnie nie bardzo. Byłam tylko na jednym koncercie, ale za to jakim – na Kult.
Znowu kolejny rok pandemiczny za nami. Coś tracimy, coś zyskujemy. Wielu z nas żyje w zawieszeniu, czyli pomiędzy tym , co było przed pandemią, a tym co będzie po. Wiadomo, że kiedyś było inaczej. Mimo to nic nie jest zerojedynkowe.
Oczywiście, że tęsknie za bezpłatnymi koncertami i koncertami większymi. Za dużymi spotkaniami autorskimi. Za Apostrofem, za Imieninami Kochanowskiego, które były wspaniałe. Za tą dawną energią. Czy uda się ją odbudować?
Wiem jedno – jesteśmy wszyscy zmęczeni sytuacją kryzysową, w jakiej przyszło nam żyć. Wszyscy chcemy by to się już skończyło. 2020 był rokiem zatrzymania, a 2021 rokiem powolnego powrotu do pozornej normalności. A jakie będzie rok 2022? Czas pokaże. Dla mnie ten miniony rok był na pewnych polach trudny, a na innych całkiem udany.
W grudniu było mnie mało na blogu, ale zamierzam wrócić z nową energią i przytupem. Życzę wam i sobie by ten Nowy Rok nas nie zatrzymał i dużo wytrwałości i pokory wobec życia. Mam dużo pomysłów na nowe posty.
Często widzę u siebie nadmierny samokrytycyzm i boję się wypuszczać teksty na bloga nie do końca moim zdaniem wycyzelowane. Wiem, ze robię to niepotrzebnie i tym sama siebie wyhamowuje. Ten wewnętrzny krytyk to problem wielu z nas – kobiet. Dobrze wykształconych, ale nie wierzących w siebie mimo wielu zalet. Mały krytyk – ten głosik wewnętrzny niszczy samoocenę i rzuca na glebę. Praca nad wiarą w siebie to długi i żmudny proces, ale jakże potrzebny. Girl Power- trzymajmy się razem i wspierajmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz