Czy noszenie
rzeczy wyglądających jak z wybiegu nie czyni nas fashion victims ( po polsku
ofiarami mody)? Koszulka z jednej z sieciówek bardzo przypomina t-shirt Diora, który jest bardzo sławny. Oba t-shirty mają podobny napis. Nie wydaje się to przegięciem, tylko
zainspirowaniem się ubraniem z wybiegu.
Gdzie przebiega cienka granica między inspiracją, a
naśladownictwem? Napis na tych koszulach
jest podobny, ale w przypadku Diora mamy : we should all be feminists, a sieciówki jest : everybody should be feminist.
Czy
kupowanie rzeczy, które przypominają te z wybiegów lub są do nich w jakimś
sensie podobne ma sens? Czy to marnotrawstwo pieniędzy? Kupując takie rzeczy
jesteśmy ofiarami mody czy nie?
Uważam, że nie. Jeśli dana rzecz nam pasuje
dobrze w niej wyglądamy to trzeba to brać. Ale nie jestem za tym by kupować
dziwne podróby domów mody ze zmienioną nieco nazwą. Kupowanie rzeczy z
dziwnymi przekształconymi nazwami domów mody jest faux pas. No chyba że to marka, która robi to z humorem, ironią i jej rzeczy są dobrej jakości.
Jeśli nie stać was
na luksusowe ubrania to nie koniec świata. Mamy fast life i fast fashion. Moda
jest w ciągłym biegu. Z jednej strony to dobrze, że tyle mamy towarów z drugiej
nie zawsze są one produkowane w humanitarnych warunkach. Fajnie, że są marki
sieciowe, które inspirują się trendami z wybiegów. Ale czasem myślę, że nie
zawsze idzie to w dobrą stronę. Galeria przypomina wielki fast food tyle, że
ubraniowy. Rozsądek w przypadku kupowania czy ubrań, czy też innych rzeczy, powinien nami kierować przede wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz