Noszenie gorsetu
to błogosławieństwo czy przekleństwo? W sezonie wiosna/lato 2017 triumfy święcą
właśnie one – gorsety. Wiele blogerek i fashionistek nosi je w tym sezonie w
postaci pasków. Kształtują one idealną sylwetkę klepsydry. Ten trend choć
uwielbiany jest dość kontrowersyjny. Kobiety nie przepadały za gorsetami, które
tworzyły talię osy kosztem zdrowia. Sztucznie ściśnięte ciało było deformowane.
W ciasnych gorsetach nie dało się oddychać. Coco Chanel jak chłopczyca i
zawzięta feministka nienawidziła gorsetów. Uwielbiała niczym nieskrępowaną
swobodę ruchów. Projektowane przez nią stroje były kobiece, ale swobodne i
niekrępujące ruchów. Dior chciał by kobiecość wiązała się z ściśnięciem talii.
Jego kreacje budziły wiele protestów. Wiele kobiet nie zgadzało się z jego
wizją kobiecości. Faktycznie to ciekawe, rzecz tak uwielbiana i nienawidzona
powraca w trochę odmiennej formule. Czy zawsze byłyśmy uzależnione od gorsetów
i ten kontrowersyjny trend nigdy nie zniknie?
Który współczesny, żyjący
projektant najbardziej kojarzy się z gorsetami? Oczywiście Jean Paul
Gaultier. Gorset to dla niego synonim kobiecości i to jemu poświęcił większość
tworzonych kolekcji. Kobieta według niego to kusicielka wodząca mężczyzn na
pokuszenie. Pewna siebie femme fatale, świadoma siebie i swojej siły. Vivienne
Westwood projektantka mody nie unika w swoich kolekcjach pokazywania gorsetów.
W jej wykonaniu kobieta rebeliantka nie nosi go by kusić mężczyzn, ale by
wyrazić siebie.
Pierwszy gorset
w pełnym znaczeniu tego słowa powstał w 1500 roku. Choć podawana jest też
wcześniejsza data to wtedy przecierano szlaki w tworzeniu gorsetów.
Czy to tylko
chwilowy trend? A może zostanie z nami na dłużej? W tym obecnym wydaniu wygląda
na pewno o niebo lepiej i nie szkodzi zdrowiu jak dawne sztywne gorsety. A co
na to feministki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz